Wiem, że to brzmi jak slogan reklamowy niezbyt ambitnego filmu, ale niech was nie zmyli polskie tłumaczenie. Sądząc po tytule, spodziewałbym się słabego romansidła rodem z Harlequina, ale na szczęście twórcy poszli innymi tropem. Film pokazuje, że w miłości nic nie jest takie, jakie się na pierwszy rzut oka wydaje. Rozpieszczona, świeżo upieczona mężatka czuje się w swym związku jak w 'złotej klatce', a zawadiacki łamacz kobiecych serc (Nick Nolte), nie umie ukryć swych skoków w bok. Postać jego żony (świetna Julie Christie) okazuje się najbardziej czułą i jednocześnie 'ludzką' z całej galerii postaci. No i oczywiście, kawał popisowej roli dał Jonny Lee Miller, którego bohater - wzorowany na Stawroginie z "Biesów" Dostojewskiego - chyba najbardziej zapada w pamięć.
Obraz, na przekór obecnej modzie i promocji wszystkiego, co nowe i świeże - pokazuje, że doświadczenie może być równie atrakcyjne, co młodość. Polecam 8/10.