Ten kawałek przewijający się przez cały film mnie rozjebał - jakieś irytujące miauczenie kastrata, myślałem że zaraz wyląduję na podłodze ze śmiechu. a ogólnie to przyjemny film, oczywiście głupkowaty, ale raczej na plus, można się miejscami nieźle uśmiać. no i ten "romantyczny" finał totalnie z dupy;]
Hmmm, trochę późno się tu wpisuję, ale właśnie jestem świeżo po obejrzeniu tego filmu i wpisałem z ciekawości do google Pubert Love, no i wyskoczył mi ten post. Więc jak już tu jestem, to powiem tylko tyle, że po Monty Pytonach jest to dla mnie numer jeden. Aź dziw bierze, że jakoś wcześniej tego nie oglądałem. Prawie cały czas leżałem ze śmiechu. Rewelacja. Dziwić może tylko bardzo niska nota, ale cóż, nie każdy czuje klimat absurdalnego humoru.
PS Narada w ciasnym pokoju, prezydent, człowiek kamuflaż, gościu ze spadochronem, sterydy w pudełku po płatkach są the best.
Pozdrawiam :)
PS 2. A propos kawałka Puberty Love, właśnie wyczytaem, że śpiewał go perkusista Pearl Jam Matt Cameron
Mnie też rozwaliła ta narada i jak się gramolą do tego pokoiku ;) Dodam jeszcze motyw rozmowy telefonicznej w wykonaniu 4 osób ;)
A mi sie wydaje - ale chyba wale kula w plot - ze to moze byc pastisz traktujacy o gatunkach filmowych, majacych wziecie w latach 60-tych i 70-tych. I rownoczesnie grzana z owczesnych gwiazd - jakis eastwodow, czy newmanow na przyklad. Mi "romantyczny final" sie podobal - przypomnial mi tyle innych filmow.